W Sultanahmecie wzdłuż morskiego wybrzeża wiedzie deptak, można nim spacerować, choć nie oferuje specjalnych atrakcji.
Zdecydowaliśmy się dotrzeć na lotnisko taksówką z jednej z firm reklamujących się w Internecie i polecanych na forum Tripadvisor. Stała cena TRY 175 wydaje się ok – zwłaszcza, że podstawiony samochód to ogromny van marki Mercedes.
Lotnisko w Stambule jest ogromne. Całego nie chciało nam się zwiedzać – tym bardziej, że ceny wszystkiego są wysokie. Lepiej najeść się przed przybyciem na lotnisko.
W samolocie LOT-u poczęstunkiem jest niestety znowu sucha buła.
Póxniej wizyta w meczecie Sulejmana, jednym z największych w Stambule. Ładny widok z trenu przed meczetem.
Ponieważ w Stambule warto odbyć rejs, to decydujemy się na rejs statkiem pływającym w ramach komunikacji miejskiej do Kadıköy. Statki takie odpływają co chwila z przystani w okolicy mostu Galata, bilet kosztuje TRY 40. Bardzo miły rejs, trwający około 20 minut. Można siedzieć na pokładzie otwartym lub zamkniętym. Jest możliwość kupienia napojów i przekąsek.
W Kadıköy zaskakuje nas ogromna ilość knajp i sklepów – większa, niż w jakimkolwiek innym miejscu w Stambule, które odwiedziliśmy. Ogromny tłum i tysiące stolików.
Warto dodać, że w Stambule piesi nie przejmują się czerwonym światłem. Przechodzą przez jezdnię, nie oglądając się na światło ani na jadące samochody. Samochody te hamują i trąbią.
Bankomaty w Stambule. Jest ich sporo wszędzie, często stoi 10 obok siebie. Wyciągałem pieniądze z różnych bankomatów i nigdy nie było dodatkowej prowizji. Jeśli dysponujemy kartą płatniczą, która umożliwia darmowe przewalutowania po dobrym kursie, to bankomaty są najlepszą metodą pozyskania gotówki. W kantorach w Warszawie kurs TRY bywa zawyżony nawet o 25%-30% względem kursu międzybankowego. My polecieliśmy do Stambułu bez żadnej gotówki. Nie stanowi to żadnego problemu – tym bardziej, że właściwie wszędzie można płacić kartą.
Grand Bazaar, największy bazar Stambułu, to również jedna z większych atrakcji turystycznych tego miasta. Dominuje niestety biżuteria i sportowe obuwie, ale są też ciekawe sklepy.
Ceny są do negocjacji, a wielu sprzedawców zna nawet dobrze język polski. Po całym bazarze uwijają się roznosiciele tureckiej herbaty, która jest pita w dużych ilościach i przez sprzedawców, i przez klientów.
Po wyjściu z bazaru, idąc w kierunku mostu Galata, trafiamy na kontynuację bazaru pod gołym niebem. Całe ulice zastawione są towarami, a tłum jest niewiarygodny. Można iść i iść, a handel się nie kończy.
Zawsze i wszędzie można zjeść jedzenie uliczne w postaci pieczonych kasztanów i kukurydzy.
Spice Market to kolejny kryty targ, w którym można kupić tureckie cukierki i przyprawy.
Na powyższym zdjęciu pierwszy po prawej jest sklep, który dzięki umiejętnościom sprzedażowym swoich pracowników sprzedał nam absurdalnie drogie cukierki.
Obiad w jednej z okolicznych restauracji mieszczących się na dachu. Ładny widok, dobre jedzenie, drogo.
W cukierni Ali Usta zamawiamy bakławy pieczone na zamówienie. Dobre, ale duże i – jak się okazuje – z serem w środku. Mają tam w menu dziesiątki rodzajów bakław.
Na wieczór mamy zaplanowaną wizytę w EMAV – centrum derwiszów Mewlewich, czyli wirujących derwiszy.
Hotel AJWA Sultanahmet miło zaskakuje dobrym widokiem z restauracji, w której serwowane są śniadania. Same śniadania są ok, w formie bufetu, ale kawa chyba rozpuszczalna, a wybór dań ograniczony. Trochę byliśmy zawiedzeni.
Jeśli ktoś chce, może zamówić fotografię w otomańskich strojach. My nie skorzystaliśmy.
Na każdym rogu sprzedawane są bakławy, całe góry bakław. Setki rodzajów. Zastanawialiśmy się, kto jest w stanie zjeść tyle bakław.
W dzisiejszym planie zwiedzania mamy Topkapi Palace, jeden z większych zabytków, wymagający kilku godzin na wizytę. Bilet wstępu kosztuje TRY 2000. Wypożyczyliśmy audioprzewodniki (są w cenie biletu), ale w praktyce nie korzystaliśmy z nich.
Ubrania sułtana:
Widok z pałacowych tarasów:
Relikwie:
Wnętrza pałacowe:
Idąc w stronę mostu Galata znaleźliśmy kawiarnię-herbaciarnię, rozstawioną w przejściu między budynkami, serwującą m. in. kawę po turecku. Cena tej kawy w większości miejsc, w których byliśmy, to TRY 100.
Na dole mostu Galata znajdują się restauracje, na górze zaś jest pełno wędkarzy.
Przechodzimy przez most i idziemy w kierunku wieży Galata. Natrafiamy na całą dzielnicę specjalizującą się w handlu artykułami budowlanymi.
Szliśmy do wieży Galata z planem wejścia na tę wieżę. Jednak kolejka na wieżę w połączeniu z ceną biletu EUR 30 powodują, że rezygnujemy z odwiedzenia wieży. Trochę za duży koszt w porównaniu z atrakcyjnością wieży.
Komunikacja miejska to wygodny sposób poruszania się po Stambule. Można płacić, przykładając kartę kredytową do bramki. W ten sposób wracamy tramwajem T1 na Sultanahmet. Jeszcze wiele razy będziemy z tego tramwaju korzystać, bo jego trasa wiedzie wzdłuż głównych atrakcji.
Jeszcz zdążamy szybko zaliczyć rytuał hamam składający się z saun, mydlenia i masaży. Poszliśmy do losowo wybranego miejsca obok naszego hotelu; standard wnętrz i saun dość niski, ale zabiegi ok i w cenie EUR 120 za 1.5 godziny zabiegów dla dwóch osób. Warto dodać, że w naszym hotelu też były oferowane tego typu usługi, ale z uwagi na islamskie zwyczaje, usługi dla mężczyzn były oferowane tylko do godziny 15:00, a dla kobiet – od godziny 15:00. A w miejscu, które odwiedziliśmy, mogliśmy z usług skorzystać w tym samym czasie.
Stambuł to miasto kotów. Tutaj zdjęcie z wieczornego karmienia kotów przez jakąś panią.
Co kilka godzin w całym Stambule odzywają się islamskie śpiewy. Jednocześnie słychać głosy z różnych meczetów. Oto nagranie z okna w naszym hotelu.
Na lotnisku Warszawa-Chopin są automatyczne bramki do sprawdzania paszportów, niestety większość z nich nie działa. Podczas naszego wylotu działały tylko 3 z 10 bramek.
Jedyne połączenia lotnicze pomiędzy Polską i Stambułem są realizowane przez PLL LOT i przez Turkish Airlines. Te dwie linie lotnicze mają zagwarantowany monopol na tę trasę, co powoduje wyższe ceny biletów. Nasze bilety (powrotne) kosztowały PLN 1150 od osoby, do tego dochodzi opcjonalna opłata za wybór miejsc.
O dziwo, samolot LOT-u stał daleko i nie było rękawa, tylko autobus – a że lał deszcz, to nie było zbyt miło tłoczyć się na schodach do samolotu w ulewie. Niestety niedogodności nie wynagrodziły suche buły, które rozdawano na pokładzie w ramach poczęstunku. Dodatkowym problemem jest to, że na dwie toalety znajdujące się w samolocie, dostępna jest tylko jedna, na tyle. Przednia jest zarezerwowana dla klasy biznes, choć w tej klasie zazwyczaj lecą 2-3 osoby, albo i nikt. Obsługa rozciąga zasłonkę i nie pozwala tam przechodzić. Tworzy to kolejki w toalecie z tyłu.
Lotnisko w Stambule, zwane nowym lotniskiem w Stambule, o kodzie IST, jest położone godzinę jazdy samochodem od miasta. Pomiędzy lotniskiem a miastem jeździ metro oraz autobusy Havaist. Z uwagi na sugestię Google Maps wybraliśmy dojazd do naszego hotelu w Sultanahmecie autobusem Havaist, szacowany przez Google Maps na 1.5 godziny. Dla porównania, dojazd taksówką był szacowany na 1 godzinę.
Autobusy te są ok, ale kolejka ludzi do nich jest duża, a niemieszczący się pasażerowie muszą czekać kolejne 15-20 minut na kolejny autobus. W efekcie przejście przez ogromne lotnisko do dworca autobusowego zajęło nam 20 minut, a czekanie na (kolejny) autobus i na jego odjazd – jakieś 40 minut. Bilet kosztuje TRY 275 od osoby. Dla porównania, szacowany koszt taksówki do naszego hotelu to TRY 1200-1700. Są też firmy taksówkarskie, które podstawiają luksusową taksówkę w stałej cenie TRY 1750 i to jest najbardziej sensowne rozwiązanie, które przyjęliśmy na powrót.
Każdy bagaż otrzymuje zawieszkę, nie ma więc ryzyka kradzieży lub zagubienia bagażu.
Hotel AJWA Sultanahmet jest położony, jak sama nazwa wskazuje, w dzielnicy Sultanahmet, czyli w rejonie głównych zabytków Stambułu. Zaletą takiej lokalizacji jest możliwość dojścia do głównych atrakcji piechotą. Wadą są wyższe ceny – zarówno hotelu, jak i restauracji i sklepów, skierowanych w 100% do turystów. W mniej turystycznych dzielnicach Stambułu wszystko jest tańsze.
Hotel kosztował nas TRY 14750 za nocleg ze śniadaniem.
W okolicy hotelu mieszczą się setki sklepów z obuwiem. Jak się później okazało, wszystkie te sklepy są hurtowniami, nie sprzedającymi pojedynczych sztuk obuwia. Z takiego profilu okolicy wynikała ogromna liczba napotykanych na każdym kroku pudeł.
Tego samego dnia idziemy zwiedzić meczet Hagia Sophia. To jedna z głównych atrakcji Stambułu, na tyle znana, że opisywanie jej tutaj nie ma sensu.
Ciekawe, że w oficjalnym punkcie kasowym Hagia Sophia nie ma podanego cennika. Cennik ustnie podają kasjerzy. Wejście do Hagia Sophia kosztuje TRY 1125. Wejście do muzeum Hagia Sophia kosztuje TRY 1035. Do wejścia do muzeum namówił nas kasjer, mówiący płynną polszczyzną – podobno studiuje polonistykę. Trzeba przyznać, że Turcy umieją sprzedawać.
Turystom udostępnione jest pierwsze piętro meczetu, z którego widać dół meczetu i mozaiki. Obowiązują długie spodnie u mężczyzn i chusty na głowach kobiet.
Miałem wątpliwości, czy dobrze zrobiliśmy, dając się namówić na bilety do Hagia Sophia Museum. Ale chyba na dobre wyszło, bo muzeum w łopatologiczny sposób przedstawia historię Hagia Sophia. UWAGA: zwiedzanie muzeum nie ma sensu brz przewodnika audio, bo całe muzeum polega na oglądaniu filmów z podkładem dźwiękowym i informacjami odtwarzającymi się automatycznie z audioprzewodnika. Docenić należy, że oferują również audioprzewodniki w języku polskim.
Hipodrom to główny plac Sultanahmetu, obok którego znajduje się większość zabytków. Na terenie hipodromu stoją zabytkowe obeliski i kolumny.
Aya Garden to restauracja, do której trafiliśmy pierwszego dnia pobytu i do której wielokrotnie wracaliśmy. Jest położona na terenie Sultanahmetu, na dole stronę morza, i oferuje dużo zieleni i zaciszność. Potrawy w cenach typowych dla tego rejonu Stambułu, czyli nietanio, ale i nie najdrożej. Dwie osoby niejedzące zbyt wiele mogą najeść się za TRY 1200, przekąska i bakława gratis, alkoholu nie piliśmy.