Grand Bazaar, największy bazar Stambułu, to również jedna z większych atrakcji turystycznych tego miasta. Dominuje niestety biżuteria i sportowe obuwie, ale są też ciekawe sklepy.


Ceny są do negocjacji, a wielu sprzedawców zna nawet dobrze język polski. Po całym bazarze uwijają się roznosiciele tureckiej herbaty, która jest pita w dużych ilościach i przez sprzedawców, i przez klientów.
Po wyjściu z bazaru, idąc w kierunku mostu Galata, trafiamy na kontynuację bazaru pod gołym niebem. Całe ulice zastawione są towarami, a tłum jest niewiarygodny. Można iść i iść, a handel się nie kończy.

Zawsze i wszędzie można zjeść jedzenie uliczne w postaci pieczonych kasztanów i kukurydzy.

Spice Market to kolejny kryty targ, w którym można kupić tureckie cukierki i przyprawy.


Na powyższym zdjęciu pierwszy po prawej jest sklep, który dzięki umiejętnościom sprzedażowym swoich pracowników sprzedał nam absurdalnie drogie cukierki.
Obiad w jednej z okolicznych restauracji mieszczących się na dachu. Ładny widok, dobre jedzenie, drogo.

W cukierni Ali Usta zamawiamy bakławy pieczone na zamówienie. Dobre, ale duże i – jak się okazuje – z serem w środku. Mają tam w menu dziesiątki rodzajów bakław.

Na wieczór mamy zaplanowaną wizytę w EMAV – centrum derwiszów Mewlewich, czyli wirujących derwiszy.

